czwartek, 28 stycznia 2010

Ucisz serce

Który to był rok, kiedy w miłosławskim kościele słuchałam koncertu Anny Szałapak i właśnie ta piosenka zamieszkała we mnie, znalazła swój kątek, zasiedziała, potem nawet przesłoniła pajęczyną? I niedawno, ostatnio, odezwała, domagając się uwagi, dostrzeżenia, zajęcia się. :)

Tutaj można posłuchać:
Ucisz serce, Anna Szałapak


Ucisz serce (Piosenka szabasowa)
słowa: Agnieszka Osiecka
muzyka: Zygmunt Konieczny

Kto przysłonił te księżyce nad dachami,
mądrą głowę miał...
Chciał by żony całowały się z mężami,
nie wpadały, mój kochany, w szał.
Księżycowy wstaje wcześniej niż stójkowy,
i przemierza świat,
dobrym ludziom serca błyszczą jak podkowy,
a złym ludziom czarno kwitnie sad.

Uplotę ci złoty kołacz
z moich świetlistych promieni,
już ty się człowieku nie kołacz,
niech ci się na dobre odmieni.
A z mego żaru srebrnego
utoczę ci miodu ciut,
niech ci się w sercu zapieni
gęsty miód.

Ucisz serce, ucisz serce
w białym świetle rozpalonych świec.
Ucisz serce, ucisz serce
jedno z wielu, jedno z wielu serc
Wielki Panie winorośli,
Stworzycielu gwiazd,
proszą dzieci i dorośli:
nie zapomnij, nie zapomnij nas!

Ty, co gładzisz oceany
i prowadzisz w dal bezpieczną,
spojrzyj też na nasze rany,
na kołyskę i miasteczko.
Rozesłano już kobierce
w białym świetle rozpalonych świec,
ucisz serce, ucisz serce,
jedno z wielu serc.

Ty, co złocisz łany zboża,
bielisz mąki pył,
od pożaru i od noża
chroń nas z całych sił.
Daj nam rodzić się w pokoju
i umierać w noc serdeczną,
wodą z królewskiego zdroju
pobłogosław to miasteczko.
Ucisz serca, ucisz serca
w białym świetle rozpalonych świec,
ucisz serca, ucisz serca,
czarne gwiazdy serc.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Trzy Chagalle

Joanna Lewandowska

Chagall


mój Marku to jest ta wioska
z której Salomea poleciała do Jerzego
i razem objęci płynęli
przez północne niebo
aż zanurkowali w zaspę
głowami pośrodku lasu

dzieją się tu rzeczy niesłyszalne
i takie których nie widać bo widać tylko
ludzką ciekawość i litery w prasie
albo długie zimowe opowieści

mój Marku welon Salci
sięgał aż do samego skraju
sięgał nawet jeszcze dalej bo my dzieciaki
biegliśmy jak można najszybciej
żeby złapać koniec
a on wlókł się aż za granicę
której nie wolno nam było przekraczać

na północnym niebie tego dnia
działo się różowo i w akwamarynach
oczu Salci uśmiechały się istotne ogniki
poruszonych tajemnic

w twarzy Jerzego najważniejszym uczuciem
były wąsy to one zamiotły horyzont
z pojedynczych w tym dniu chmurek
i wyrysowały linie które pocięły niebo
jak nitki odrzutowców

a później już był las biało
w naszej wsi trzaskały ogniska
a matki zawodziły że się traci córkę syna
a najbardziej że ta purpura nieba
jest tak piękna
że nie da się ani słowem opisać
-------------------------------------------------------
------------------------------------------------

Paweł Podlipniak

Według Chagalla. Wystawa rysunków dzieci w schronisku na Maciejowej. Gorce.lato-R.jesień 2008.

Koza skacze przez księżyc, gdzieś ponad dachami
na kozim grzbiecie chłopiec, ściska w ręku precel,
precel jest sam jak księżyc, słabym światłem świeci,
sypie z nieba okruchy - nocne lęki karmi.

Pełne mleka są piersi sarniookich madonn,
w korowodzie do studni (skwar łoźnieński parzy),
potem każda przeniesie w dzbanie chłodne szalom
zasłuchana w muzykę studziennych żurawi,

co się z łańcucha zrywa, leci nad gontami,
a za muzyką pomkną wronie stada skrzypków,
zakołują, zajęczą, końskim włosiem szybko
szarpną, bez kalafonii, z nerwem nad nerwami.

Łupiny spadną z dźwięków, a wtedy dziewczynka
zbierze je, schowa w koszu między płomieniami
dzikojesiennych liści i w jarzębin kiściach,
w obrazkach kwaskowatą żółcią wyklejanych,

zanim nuty na popiół lisi ogień strawi.
Cisza drze się jak pierze z sypanej poduchy,
słychać głos zagniewany - "Menuhiiii, Menuhiiii",
lecący w stronę skrzypków (gdzieś ponad dachami).

Struny zabrzęczą słodko, klarnet zaklangorzy
i dziewczynka zadrobi do taktu stópkami,
kosz rzuci, potem ruszy w taniec księżycowy
między stosami precli makiem obsypanych.

Woda śpi chłodno w wiadrach, lęk się srebrem nadął
chłopiec marzy o piersiach sarniookich madonn.
-------------------------------------------------------
------------------------------------------------

Teresa Radziewicz

EREW TOW, PANIE CHAGALL, EREW TOW

Tak słodko szeptała Bella Rosenfeld, kiedy mijała
Marka wracając do domu w niebieskiej sukience.
Erew tow brzmiało jak czyste dwukreślne C, jak kabała;
nie wiedział jeszcze czy może na nią patrzeć, a więcej?

A kiedy wręczał jej ketubę i trzymał spłoszone ręce
pod chupą; czy prorokował, że powiedzą spełnieni
pierwsze wieczorne laila tow? Że staną się naprędce
kochankami w bzach, kochankami w czerwieni?

Pod chanukową lampką zamieszkali w pragnieniu
jak w kręgach: dom, sztetł i ciche wspominanie pieśni
w jego obrazach, w jej wierszach. Potem tyle kamieni
przy każdym dniu. Kamienie z miejsca na miejsce nieśli.

Oddzieliło się ciało z twego ciała, kość z kości;
laila tow. Pisałeś: wszystko stało się ciemnością.

niedziela, 24 stycznia 2010

Wierszyk na taką noc

czasem wystarczy

spacer
hojnie obdarowany
niską kreską krawędzi nocy

po drugiej stronie
przetarte srebro

strzelisty orion
i łagodna kasjopea

przełamana hostia
księżyca

24.01.2010

wtorek, 19 stycznia 2010

Wierszyk taki

Piosenka o rozumieniu

Jeszcze dni pełne światła,
mapa rąk, twarzy, części ciała
pełnych pragnień i doświadczeń
ze szlakiem wyrysowanym
prosto i jasno. Jak to

rozumieć? Znaleźć przepis,
w proporcjach się nie miotać,
z blatu zdmuchnąć pył czasu,
tę postać słabej poświaty
mijającego paktu? Jak to

rozumieć? Odczytać
z zabrudzonego śniegu,
że w marszu od A do B
połowa odcinka już dawno
zgasła? Jak to

rozumieć? Przyjąć
dziecko zmierzchu i zostać?
Jak to?


19.01.2010 r.

niedziela, 17 stycznia 2010

O. Tokarczuk - kilka cytatów

1) Bo mnie uśmiechnął. :)

Stary sposób na senne koszmary jest taki, że trzeba je opowiedzieć na głos nad otworem ubikacji, a potem spuścić wodę.

2) Gdyż wydaje się być taki prawdziwy.

Ranki zimowe zrobione są ze stali, mają metaliczny smak i ostre krawędzie. W środę o siódmej rano, w styczniu, widać, że świat nie został stworzony dla Człowieka, a na pewno nie ku jego wygodzie i przyjemności.

3) Ponieważ wzruszył.

Lecz potem nagle jakaś rozpędzona planeta przekroczyła niewidzialny punkt i dokonała się zmiana, jedna z tych, których my tutaj na dole, nie jesteśmy nawet świadomi. Może tylko drobne znaki objawiają nam to kosmiczne wydarzenie, ale ich też nie zauważamy. Ktoś nastąpił na gałązkę leżącą na ścieżce, pękło w zamrażalniku piwo, które zapomniano stamtąd wyjąć w porę, spadły z krzaka dzikiej róży dwa czerwone owoce. Jak mielibyśmy to wszystko rozumieć?

Olga Tokarczuk, Prowadź swój pług przez kości umarłych

Bardzo cenię twórczość Olgi Tokarczuk, uważam, że jest jednym z najlepszych polskich powieściopisarzy (jedną z najlepszych powieściopisarzy? - te problemy z formą żeńską/męską :)). Dlatego z ciekawością sięgnęłam po najnowszą książkę pod pięknym, mocnym tytułem "Prowadź swój próg przez kości umarłych". Czytałam z przyjemnością, mimo, że jest to kryminał, a ja nie przepadam za kryminałami. Niby to ten rodzaj powieści, ale nie zagadka kryminalna w tej książce okazała się najważniejsza. Jeszcze wrócę do wrażeń po przeczytaniu, a teraz fragment, który od razu skojarzył się z jednym z moich tekstów, nawiązujący do tych samych słów z Biblii, później mój wiersz:

"Wieczne odpoczywanie". (...) Śpiewaliśmy tak z godzinę, ciągle to samo, aż słowa przestały cokolwiek znaczyć, jakby były kamykami w morzu, które, w nieskończoność obracane przez fale, stają się okrągłe i podobne do siebie jak dwa ziarnka piasku. Bez wątpienia dawało to wytchnienie, leżące martwe ciało odrealniało się coraz bardziej, aż stało się pretekstem do tego spotkania ciężko pracujących ludzi na wietrznym Płaskowyżu. Śpiewaliśmy o Światłości, która istnieje wprawdzie gdzieś daleko, na razie niedostrzegalna, ale gdy tylko umrzemy, ujrzymy ją. Teraz widzimy ją przez szybę, w krzywym lustrze, lecz kiedyś staniemy z nią twarzą w twarz. A ona nas ogarnie, bo jest naszą matką, ta Światłość, i z niej się wzięliśmy. A nawet nosimy w sobie jej cząstkę, każdy z nas...


Język jest szorstki, a okno ma smak jesieni

Próbuję w ten sposób poznawać. Na dwa sposoby,
jak dzieci, kiedy chcą oswoić stół, ścianę, talerz,

drzwi. A potem drzewo, ziemię, śnieg i powietrze.
Lubię wyraźny smak soli, chłodny metalu, chociaż

nie odróżniam jeszcze żelaza od miedzi. Ponoć

miedź jest cieplejsza, nauczę się to odczuwać.
Kiedy ułożą na wznak w wilgotnej, tłustej ziemi,

wtedy poznam nie tylko częściowo, jak w lustrze.
Poznam i nazwę tak, jak można jedynie

twarzą w twarz.

czwartek, 14 stycznia 2010

Anioł Drugi, Trzeci i Czwarty


Zwane: Podusią, Łapkami i Rumiankiem. :)

Kotek i rybka ;)



Przed chwilą wyjęte z pieca. Anioły z większej ilości materii muszą się suszyć o wiele dłużej.

wtorek, 12 stycznia 2010

Hej, kolęda, kolęda...


W oczekiwaniu na kolędę zdołałam "wykończyć" Pierwszego Anioła. Odnoszę wrażenie, że w oczach ma kapkę przerażenia... :/

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Kiedy łapki swędzą :)


Zauroczona tym, co ludzie potrafią, postanowiłam sprawdzić, czy cokolwiek mi się uda. Zrobiłam pierwszą w życiu masę solną i pierwszego anioła. Wiem, że nie robi wrażenia zbyt zadowolonego, przeciwnie, ale jest! Teraz się suszy w piekarniku. Zostało mi jeszcze mnóstwo masy solnej, którą schowałam do woreczka foliowego i położyłam w lodówce. Ponoć tak przechowywana utrzymuje świeżość przez kilka dni. Może się coś z niej jeszcze urodzi. ;)
Wracałam wczoraj z Warszawy. Pociągi opóźnione, wagony zaśnieżone i oblodzone. Cóż dziwić się naszej szkolnej ciuchci, że ugrzęzła w śniegu. ;)

środa, 6 stycznia 2010

I o drogach rozmowy

La: mam wiersz jak ten tekst Srokowskiego
o drogach przylepionych do nóg
dokładnie o tym samym
:)
T: wklej w komentarzu :)
La: świat jest cały pocięty drogami
La: e nie, to już byłby egocentryzm
La: znaczy miałam taką myśl
ze nie ma dróg na ziemi
że ona jest cała
a zarazem zawiera wszystkie możliwości drogi
bo tak naprawdę to drogi są w nas
a wiesz skąd jest ta myśl?
z Tolkiena z Hobbita
tam jest tak pięknie powiedziane
że strach wyjść za próg
i ze wystarczy tylko wyjść za próg
a droga cię sama poniesie
to dotyczyło strachu hobbiciego przed opuszczaniem domu :)
T: tak, pamiętam
piosenka Bilba
La: piękna myśl, zawsze ją w sobie noszę
i też mam w tym wierszu zwinięcie drogi
każda ma początek i koniec przylepiony do nogi
T: :)
La: czyli ona nie jest rozwinięta
droga
tylko jakby jest podbiciem punktowym
T: fajne to jest, jak się wędruje po motywach
La: nawet nie po motywach
tylko mnie zawsze zachwyca
że myśli są takie podobne
T: tak, nawet nie po motywach, ale po tych samych myślach
La: bo motywy to wiadomo, często odruchowo są przyklejone do myśli
tak wiec najczęściej sięgamy po takie a nie inne
T: no bo motyw drogi to w wielu może być
ale myśl drogi zwiniętej, którą można rozwinąć :)
La: ale że myśli są tak podobne to już jest jakiś dowód na jedność gatunkową ;)
T: na niesamotność w samotności :)

Drogi

Uświadomił sobie, że najważniejsze drogi, jakie przebywamy, nie są na zewnątrz człowieka, tylko w nim samym, w jego głębi. Spodobała mu się ta myśl. Jego droga jest w nim. Zwinięta, ale w każdej chwili może ją rozwinąć i wyruszyć, dokąd chce.
Nasłuchiwał, czy jakaś inna droga nie rozwinie się przed nim. Przyszło mu do głowy, że w człowieku może być wiele różnych dróg i coraz to inne okazje do rozwinięcia. I drogi te układają się pod stopami w zależności od tego, ku czemu zmierzamy, jakie mamy zamiary i jak długo zamierzamy wędrować.
Wybrałem niewłaściwą drogę - pomyślał. Istnieją inne wyjścia, zapasowe drzwi, odłożone na inny czas ścieżki, zwinięte w rulon, zaplanowane na potem, przygotowane na inną pogodę, inną górę i las. W człowieku znajduje się wiele nadprogramowych dróg, ścieżek, przystanków i placów odpoczynku.
Nasłuchiwał, czy nie wywiąże się z niego kolejna droga i nie rozsupła węzeł czasu.

Stanisław Srokowski, Samotność, Warszawa 2008


wtorek, 5 stycznia 2010

Samotność - Makra

Czytając ostatnio książkę Stanisława Srokowskiego napotkałam momenty, które natychmiast mi przywiodły na myśl moje "Makra". Oto fragment tekstu i wiersz:

- Sprawa jest jasna, proszę państwa. Atakują nas masy zmarszczek, bruzd i wgłębień. Zbierają się między oczami, pod pachami, wokół nosa, ust, pod szyją. To prawdziwa inwazja zmarszczek. Podstępne kolumny bruzd. Nawałnica pełzającego i zdradliwego robactwa. Szarańcza rys i pęknięć. Pospolite ruszenie zmarszczek atakuje nasze wargi, podbródki, policzki, piersi. Wkrada się między uda. Zasiewa w genitaliach. - Wypielęgnowane i tłuściutkie łapki profesora Winkarta nie mogły się już opędzić od nawałnicy zmarszczek atakujących go ze wszystkich stron.
Pani profesorowa wiedziała, że musi okazać się kobietą czynu.
- Ależ, drogi Krzysztofie - przerwała mu wykład - chwilę odpocznij.
Osłupiał, widząc jej ruszające się usta.
- Musimy sobie z nimi poradzić, Ula! - powiedział w natchnieniu. - Czy wiesz, ile ich już jest? Miliardy! I nadal pełzną, suną, atakują, włażą pod skórę, pożerają nas od środka, zdobywszy żyły, tętnice i narządy wewnętrzne. Bo i tam już dotarły. Wznoszą się na szczyty bytu! - przerwał patetycznie. I zaczął nasłuchiwać. Uniósł głowę do sufitu, jakby słyszał cichy rytm czyichś kroków.

Stanisław Srokowski, Samotność, Warszawa 2008


Makra

Oglądam roztocza: mają szczękoczułki
i nogogłaszczki. Widziałam film, gnieździły się
nawet w skórze brody, czoła i policzków. Wnętrza

są pełne pasożytów. Żerują na myślach, mowie
i uczynkach. Kiedy próbujemy przebijać się,
łagodnie głaszczą, żeby wyciszyć, szepczą: szaa,

szaaa, już dobrze, dobrze. Daję się oszukać,
nadstawiam czasowi ciało: bierz i jedz;
pod oczyma, na dłoniach, udach i piersiach

ściga się obce. Drżę – wiem,
kiedyś dotrze do serca i mózgu.

Wiesław Kazanecki, Chciałbym pamiętać

Chciałbym pamiętać

Chciałbym pamiętać każdą minutę swojego życia.
Ale dni umierają nagle.
Opaska niewidzialna zakrywa moje oczy.

Nie chciałbym kłamać kiedy mówię: kocham.
Nienawiść moja jest nieszczera.
Brak jej płomiennej chęci zabijania
i radości odwetu.
Nie chciałbym kłamać kiedy mówię: nienawidzę.
Im dalej od prawdy,
tym twarze pewniejsze siebie
i epoletów więcej na mundurach.
Rozkazy coraz głośniejsze
i ludzie jak wykrzykniki
wyprostowani.
I drogowskazy liczniejsze na poboczach dróg.
I wszystkie gwiazdy – przewodnie.
Nie wiem czy mam przyjaciół.
Bo milczenie jest wciąż między nami.

Wiesław Kazanecki "Wiersze", Wydawnictwo "Łuk", Białystok 1994

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Refleksje okresu bezprądowego

Jak to bywa na biegunie zimna, czasem zabierają prąd. Wówczas zostają tylko świece i zdumienie, że się jest się twarzą w twarz z ciemnością. W wyniku owego zdumienia wyjęłam dawno zakupioną cudnej urody włóczkę i druty, zdecydowana kontynuować rozpoczętą lata temu robótkę. Miało to być poncho, ponieważ mam słabość do tego typu okryć. Kiedyś nawet zrobiłam 5 cm! Niestety, moje umiejętności i talent do robótek ręcznych są raczej miernej jakości... Zawsze brakowało mi cierpliwości i motywacji, stąd umiem tylko jeden ścieg. Na szczęście, gdy byłam w krytycznym momencie rozpoczynania pracy, prąd oddano. Ufff... Kto mi zrobi poncho? :D

Reminiscencje

Śnił mi się dziś mój kolega z podstawówki, do którego robiłam kiedyś maślane oczy. Co za reminiscencja! Nawet nie wiem, dlaczego i skąd, bo nie myślałam o nim wcale. Swoją drogą umysł ludzki ma swoje ścieżki niepojęte. :)

niedziela, 3 stycznia 2010

Wszystkie nowe początki

Wszystkie nowe początki

W tym świecie wszystko jest możliwe. Sporządzamy wykazy
rzeczy nie do wytrzymania i nie zdarzają się. Nikt nie chce
zasypiać, przestałby przecież przeżywać. Rodzice wracają

ze szpitali młodsi i zdrowsi. Popatrz, mówi ojciec, mam
siedemdziesiąt pięć lat, a mógłbym góry przenosić. Jest pan
cudotwórcą, panie doktorze, mówimy. Och, śmieje się lekarz,

to tylko ten świat. Nie ma komu oglądać zachodów słońca,
bo smutek jest słowem znanym wyłącznie z literatury i filmów.
Wielbimy wschody - wszystkie są nowe, wszystkie są

początkami. Tu w ogóle kocha się początki. Kobieta w stanie
błogosławionym (w żadnym wypadku w ciąży, bo nowe to żaden
ciężar) na dziewięć miesięcy staje się bóstwem. Czasem trochę

trudno później oddać tę rolę dziecku. Rzecz jasna, nie jemy
mięsa, jak można zabijać naszych braci w szczęściu. Jedyne
niebezpieczeństwo, to możliwość rozpłynięcia się

w nadmiarze.

25.12.2009

Dla niedowiarków z Wielkopolski

To jest śnieg! Zdjęcia sprzed chwili z mojego okna. :)




Małe rzeczy - anturium


Mam anturium, które kwitnie nieustannie, odkąd je otrzymałam, czyli od października 2008 roku. Czy nie powinnam być wdzięczna, że raczy mnie tak obdarowywać? Właściwie to nie przepadam za tymi kwiatami, zawsze wydawały mi się sztywniackie i nadęte. Ale co innego obce rośliny, a co innego własne anturium - nawet nieco sztywniackie i nadęte, ale wierne i wytrwałe. ;)

Małe rzeczy - śnieg


Pewna moja przyjaciółka postanowiła w nowym roku codziennie zapisywać to, co ją spotyka dobrego, nawet gdyby to miały być drobiazgi. Bardzo podoba mi się takie postanowienie, dlatego wzięłam z niej przykład. Moja mała dobra rzecz, to śnieg. Padał dziś i padał. Kiedy wracałam do domu, szły ze mną wszystkie moje zimy dzieciństwa. :)