Czytałam dzisiaj o Siergieju Jesieninie, przedstawicielu imażynizmu. Znalazłam zdjęcia tego poety - z fotografii patrzy śliczny chłopiec z falującą czupryną, pięknie wykrojonymi ustami i wzrokiem wypełnionym - zdawałoby się - marzeniami. Dziwne było jego życie, pełne szaleństwa, aż po granice obłędu. Skończyło się też za wcześnie. Jesienin w wieku 30 lat popełnił (prawdopodobnie) samobójstwo, chociaż istnieją pogłoski, że został zamordowany.
I - żal. Ile wierszy mógł jeszcze napisać, jak się rozwinąć? Co stworzyć? Żal, żal, że tyle pytań bez odpowiedzi.
[Zawirują liście złotawe]
Sergiusz Jesienin
Zawirują liście złotawe
Nad różową wody powierzchnią,
Jakby rój motylków nad stawem
Trzepotliwie ku gwieździe pierzchnął.
Zakochałem się w tym wieczorze,
Bliskie sercu doliny płowe.
Chłopak wiatr białonogiej brzozie
Zadarł spódnicę na głowę.
Zmierzch podobny owczemu stadu,
Duszę chłód nadchodzi od łąki,
Za furtką zamilkłego sadu
Zadźwięczały i ścichły dzwonki.
Nigdym dotąd tak nie zawierzał
Rozumnemu ciała żywiołowi,
Chciałoby się przebierać jak wierzba
Gałązkami w wodzie różowej.
I jak księżyc, uśmiechając się sennie,
Pyskiem siano ze stogu wyciągać...
Gdzie jest radość, gdzie ukojenie -
Kochać wszystko, niczego nie żądać?
1918?
Przeł. Adam Pomorski
wtorek, 30 marca 2010
niedziela, 28 marca 2010
Radom! Radom! Radom!
Wróciłam do dom wreszcie, umęczona okrutnie.
O spotkaniu w Radomiu będzie jak odetchnę, tudzież ochłonę, chociaż sama nie wiem, kiedy to nastąpi. Zaraz święta, a wcześniej przygotowania do świąt, a w weekend po świętach znów zjazd w Warszawie. Makabrrrrrrra.
A dziś minęła 23 (dawna 24) i tylko na wannę i łóżko pozostały siły. :)
Więc zanim napiszę więcej - dziękuję. Pawłowi i całej pozostałej spółce.
Zamiast kryć się za regały,
lud radomski wlepiał gały.
:P
O spotkaniu w Radomiu będzie jak odetchnę, tudzież ochłonę, chociaż sama nie wiem, kiedy to nastąpi. Zaraz święta, a wcześniej przygotowania do świąt, a w weekend po świętach znów zjazd w Warszawie. Makabrrrrrrra.
A dziś minęła 23 (dawna 24) i tylko na wannę i łóżko pozostały siły. :)
Więc zanim napiszę więcej - dziękuję. Pawłowi i całej pozostałej spółce.
Zamiast kryć się za regały,
lud radomski wlepiał gały.
:P
środa, 24 marca 2010
Mowa utrudniona
Michał Paweł Markowski, Polska literatura współczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków 2007
"Co to znaczy interpretować utwór literacki, co to znaczy interpretować wiersz? Od razu odpowiedzmy: interpretacja to stawianie pytań tekstowi literackiemu po to, by go lepiej zrozumieć. Romantyczni filozofowie podpowiadali, że w interpretacji chodzi o to, żeby daną wypowiedź rozumieć lepiej, niż rozumiał ją sam autor. Dzisiaj, kiedy postać autora - choć ważna - nie rozstrzyga już o sensie utworu, powiedzielibyśmy raczej, że w interpretacji chodzi o to, żebyśmy lepiej zrozumieli zarówno tekst, jak i samych siebie. Interpretacja to próba rozumienia wiersza, którego sens nie jest oczywisty, próba, dzięki której nasze rozumienie świata i samych siebie ulega rozszerzeniu. (...) Interpretując, nie stwierdzamy od razu, jaki jest temat wiersza, szybko porzucając obszar słów i lokując się po stronie jednoznacznej myśli, lecz staramy się przebywać w świecie wykreowanym przez słowa wiersza tak długo, jak niezbędny jest namysł, będący podstawą interpretacji. Interpretacja bowiem to namysł nad sensem wiersza. Innymi słowy: interpretacja pojawia się wtedy, gdy słowa wiersza "dają nam do myślenia". W efekcie powinniśmy więcej wiedzieć, więcej rozumieć, choć czasem bywa i tak, że wiersze - szczególnie te najtrudniejsze (a wiadomo skądinąd, że jedna z definicji poezji to "mowa utrudniona") - stawiają szczególnie silny opór rozumieniu. Skoro więc celem interpretacji jest rozumienie sensu wiersza, sens zaś wpisany jest w tekst, to nie powinniśmy pytać: "co poeta miał na myśli?", albowiem nie jest to w interpretacji pytanie istotne. Po pierwsze dlatego, że to, co poeta miał na myśli, wpisał w tekst, który istnieje już bez jego poręczenia i może być odczytywany niezależnie od sytuacji, w jakiej powstał. Po drugie zaś dlatego, że nie chcemy wiersza traktować wyłącznie jako klarownego przedstawienia myśli poety, gdyż - a zdarza się to bardzo często - poeta nie tylko przedstawia własne myśli, ale też to, czego nie udało mu się do końca przemyśleć, co dostało się do wiersza z jego nieświadomości (zakładamy bowiem, że nie nad każdą myślą człowiek pracuje w sposób całkowicie świadomy) lub z innych tekstów, zarówno własnych, jak i cudzych. Po trzecie wreszcie, wiersz zrobiony jest przede wszystkim ze słów, które owszem, odsyłają zarówno do rzeczy, jak i do pojęć, ale jednak odsyłanie to często nie jest pozbawione pewnych perturbacji."
Wiem, że to dłuuuuugi cytat jak na taki malutki blog, ale miałam ochotę nim się podzielić. No i co Wy na to, drodzy Poeci i Krytycy? :)
"Co to znaczy interpretować utwór literacki, co to znaczy interpretować wiersz? Od razu odpowiedzmy: interpretacja to stawianie pytań tekstowi literackiemu po to, by go lepiej zrozumieć. Romantyczni filozofowie podpowiadali, że w interpretacji chodzi o to, żeby daną wypowiedź rozumieć lepiej, niż rozumiał ją sam autor. Dzisiaj, kiedy postać autora - choć ważna - nie rozstrzyga już o sensie utworu, powiedzielibyśmy raczej, że w interpretacji chodzi o to, żebyśmy lepiej zrozumieli zarówno tekst, jak i samych siebie. Interpretacja to próba rozumienia wiersza, którego sens nie jest oczywisty, próba, dzięki której nasze rozumienie świata i samych siebie ulega rozszerzeniu. (...) Interpretując, nie stwierdzamy od razu, jaki jest temat wiersza, szybko porzucając obszar słów i lokując się po stronie jednoznacznej myśli, lecz staramy się przebywać w świecie wykreowanym przez słowa wiersza tak długo, jak niezbędny jest namysł, będący podstawą interpretacji. Interpretacja bowiem to namysł nad sensem wiersza. Innymi słowy: interpretacja pojawia się wtedy, gdy słowa wiersza "dają nam do myślenia". W efekcie powinniśmy więcej wiedzieć, więcej rozumieć, choć czasem bywa i tak, że wiersze - szczególnie te najtrudniejsze (a wiadomo skądinąd, że jedna z definicji poezji to "mowa utrudniona") - stawiają szczególnie silny opór rozumieniu. Skoro więc celem interpretacji jest rozumienie sensu wiersza, sens zaś wpisany jest w tekst, to nie powinniśmy pytać: "co poeta miał na myśli?", albowiem nie jest to w interpretacji pytanie istotne. Po pierwsze dlatego, że to, co poeta miał na myśli, wpisał w tekst, który istnieje już bez jego poręczenia i może być odczytywany niezależnie od sytuacji, w jakiej powstał. Po drugie zaś dlatego, że nie chcemy wiersza traktować wyłącznie jako klarownego przedstawienia myśli poety, gdyż - a zdarza się to bardzo często - poeta nie tylko przedstawia własne myśli, ale też to, czego nie udało mu się do końca przemyśleć, co dostało się do wiersza z jego nieświadomości (zakładamy bowiem, że nie nad każdą myślą człowiek pracuje w sposób całkowicie świadomy) lub z innych tekstów, zarówno własnych, jak i cudzych. Po trzecie wreszcie, wiersz zrobiony jest przede wszystkim ze słów, które owszem, odsyłają zarówno do rzeczy, jak i do pojęć, ale jednak odsyłanie to często nie jest pozbawione pewnych perturbacji."
Wiem, że to dłuuuuugi cytat jak na taki malutki blog, ale miałam ochotę nim się podzielić. No i co Wy na to, drodzy Poeci i Krytycy? :)
poniedziałek, 22 marca 2010
Czas, przestrzeń, aksjologia.
Michał Paweł Markowski, Polska literatura współczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków 2007
"Trzy projekty literackie opisywane w tej książce nie tylko odróżniają się - zarówno rozmachem, jak i klasą - zasadniczo od innych strategii pisarskich pierwszej połowy XX wieku (...), ale też ściśle się ze sobą wiążą w najbardziej elementarnych przeświadczeniach dotyczących literatury, rzeczywistości oraz działającego w niej człowieka - twórcy. Są to trzy najważniejsze krytyczne projekty literackie, które na zawsze zmieniły oblicze polskiej literatury i zmieniają do dziś, podczas gdy inne, dawniej niestrudzenie napędzające machinę polskiego piśmiennictwa - projekt Żeromskiego choćby - utraciły już chyba swą literacką żywotność, choć także bywają źródłem inspiracji. Leśmian, Schulz i Witkacy nie tylko stworzyli oryginalne, myślowe i stylistyczne idiomy literackie, stanowiące ich własny, niepodrabialny znak rozpoznawczy, ale wynaleźli też języki, którymi może posługiwać się literatura nowoczesna, wolna od dziewiętnastowiecznych naleciałości, krytycznie opukująca myślową współczesność. Bohaterowie tej książki to polscy logoteci, wynalazcy, albo lepiej: ustawiacze języków, które do dziś zasługują na baczną uwagę."
No właśnie. Ostatnio myślę szczególnie krytycznie o swoim pisaniu. Zastanawiam się, jakie są moje przeświadczenia dotyczące literatury, rzeczywistości oraz człowieka-twórcy, dopowiadając: mojej literatury, mojej rzeczywistości i mnie jako twórcy (o ile w tych kategoriach mogę o sobie myśleć). Jak szeroki, a jednocześnie przenikliwy trzeba mieć umysł, żeby nie tylko ogarnąć literaturę, ale znaleźć w niej swoje miejsce?
Jakiś czas temu w jednym z maili padło pytanie, czy w mojej książce są trzy ważne elementy, konstruujące świat: czas, przestrzeń oraz aksjologia. Nie umiem do tej pory na nie odpowiedzieć. Chciałabym rzec, że tak, że są, ale wiadomo co się dzieje z dobrymi chęciami...
Czas, przestrzeń, aksjologia... Czas, przestrzeń, aksjologia...
"Trzy projekty literackie opisywane w tej książce nie tylko odróżniają się - zarówno rozmachem, jak i klasą - zasadniczo od innych strategii pisarskich pierwszej połowy XX wieku (...), ale też ściśle się ze sobą wiążą w najbardziej elementarnych przeświadczeniach dotyczących literatury, rzeczywistości oraz działającego w niej człowieka - twórcy. Są to trzy najważniejsze krytyczne projekty literackie, które na zawsze zmieniły oblicze polskiej literatury i zmieniają do dziś, podczas gdy inne, dawniej niestrudzenie napędzające machinę polskiego piśmiennictwa - projekt Żeromskiego choćby - utraciły już chyba swą literacką żywotność, choć także bywają źródłem inspiracji. Leśmian, Schulz i Witkacy nie tylko stworzyli oryginalne, myślowe i stylistyczne idiomy literackie, stanowiące ich własny, niepodrabialny znak rozpoznawczy, ale wynaleźli też języki, którymi może posługiwać się literatura nowoczesna, wolna od dziewiętnastowiecznych naleciałości, krytycznie opukująca myślową współczesność. Bohaterowie tej książki to polscy logoteci, wynalazcy, albo lepiej: ustawiacze języków, które do dziś zasługują na baczną uwagę."
No właśnie. Ostatnio myślę szczególnie krytycznie o swoim pisaniu. Zastanawiam się, jakie są moje przeświadczenia dotyczące literatury, rzeczywistości oraz człowieka-twórcy, dopowiadając: mojej literatury, mojej rzeczywistości i mnie jako twórcy (o ile w tych kategoriach mogę o sobie myśleć). Jak szeroki, a jednocześnie przenikliwy trzeba mieć umysł, żeby nie tylko ogarnąć literaturę, ale znaleźć w niej swoje miejsce?
Jakiś czas temu w jednym z maili padło pytanie, czy w mojej książce są trzy ważne elementy, konstruujące świat: czas, przestrzeń oraz aksjologia. Nie umiem do tej pory na nie odpowiedzieć. Chciałabym rzec, że tak, że są, ale wiadomo co się dzieje z dobrymi chęciami...
Czas, przestrzeń, aksjologia... Czas, przestrzeń, aksjologia...
sobota, 20 marca 2010
Wariacka pogoda, John Ashbery
To ta wariacka pogoda, którąśmy mieli -
Raz wywijało się orła w przód, a raz leżało
Wśród luzem rosnących traw i miękkich, białych, bezimiennych
kwiatów.
Ludzie robili sobie z niej odzież,
Zszywając biel bzu z błyskawicami
Na jakichś nieokreślonych bliżej rozstajach dróg. Niebo nawołuje
Głuchą ziemię. Ten przysłowiowy rozgardiasz
Poranka sam się usuwa, kiedy wstajesz,
Masz na sobie tekst. Linijki
Zwisają ci do sznurowadeł i nigdy nie będę chciał ani potrzebował
Innej literatury niż ta poezja błota
I ambitne wspominanie czasów, kiedy to przychodziło łatwo
Przez tamte naówczas lasy i zaorane pola i miało
Jakąś zwyczajną nie uświadamianą godność, do której teraz nie ma
nawet jak
Się zbliżyć chyba że w wąskich parowach, których nikt
Nie sprawdzi, gdzie jakiś spóźniony okaz rzadkiego,
Nieciekawego gatunku być może wciąż jeszcze wypuszcza kiełki,
na ile nam wiadomo.
Przeł. Piotr Sommer
Raz wywijało się orła w przód, a raz leżało
Wśród luzem rosnących traw i miękkich, białych, bezimiennych
kwiatów.
Ludzie robili sobie z niej odzież,
Zszywając biel bzu z błyskawicami
Na jakichś nieokreślonych bliżej rozstajach dróg. Niebo nawołuje
Głuchą ziemię. Ten przysłowiowy rozgardiasz
Poranka sam się usuwa, kiedy wstajesz,
Masz na sobie tekst. Linijki
Zwisają ci do sznurowadeł i nigdy nie będę chciał ani potrzebował
Innej literatury niż ta poezja błota
I ambitne wspominanie czasów, kiedy to przychodziło łatwo
Przez tamte naówczas lasy i zaorane pola i miało
Jakąś zwyczajną nie uświadamianą godność, do której teraz nie ma
nawet jak
Się zbliżyć chyba że w wąskich parowach, których nikt
Nie sprawdzi, gdzie jakiś spóźniony okaz rzadkiego,
Nieciekawego gatunku być może wciąż jeszcze wypuszcza kiełki,
na ile nam wiadomo.
Przeł. Piotr Sommer
poniedziałek, 15 marca 2010
Czytając Seamusa Heaneya VI
Mleczarnia
Wirujące ogonki piany, gdy tryskała z rury odpływowej.
Stanęliśmy na przeciwległym brzegu i patrzyli,
Jak mleczna woda płynie z przekłutego boku
Samego mleka, substancji, która z rozbitych skorup
Rozlała się po białych czyśćcach posadzek - to w niej brodzili
Okrągłą dobę pracownicy z kolejnych zmian, a mleczarnia
Trzymała się na dystans, statek gwiezdny o jasnych pokładach.
A tu my, łagodnookie cielęta rosy,
Zadziwione, wchłonięte bez wyjaśnień we fluorescencję.
Z tomu "The Haw Lantern" (1987), przeł. Stanisław Barańczak
Wirujące ogonki piany, gdy tryskała z rury odpływowej.
Stanęliśmy na przeciwległym brzegu i patrzyli,
Jak mleczna woda płynie z przekłutego boku
Samego mleka, substancji, która z rozbitych skorup
Rozlała się po białych czyśćcach posadzek - to w niej brodzili
Okrągłą dobę pracownicy z kolejnych zmian, a mleczarnia
Trzymała się na dystans, statek gwiezdny o jasnych pokładach.
A tu my, łagodnookie cielęta rosy,
Zadziwione, wchłonięte bez wyjaśnień we fluorescencję.
Z tomu "The Haw Lantern" (1987), przeł. Stanisław Barańczak
niedziela, 14 marca 2010
Każda kobieta ma w sobie czarownicę
Kamili
Nie chciała dłużej tęsknić, obrazy uciskały i kładły się
na codzienności strumieniami bólu. Hanno - słyszała
w głowie głos babki - Hanno, na tę chorobę najlepsze
będą zioła. Siedem ziół zebranych w siódmej godzinie
siódmego dnia siódmego miesiąca. Weź gałązki dziurawca,
ziele bratka trójbarwnego, piołun niosący gorycz i kwiat lipy,
która rozgrzewa krew. Znajdź w cieniu macierzankę, sparz ręce
pokrzywą, dodaj rumianku. Zioła zalej wrzątkiem, wywar pij
siedem dni; w ostatnim zrób porządki. Wyrzuć pęknięty talerz
i wyszczerbiony kubek. Otwórz okna, pozwól przeciągom
zawładnąć twoim domem. I wołaj - idź precz, idź precz!
Pamiętaj, każda kobieta nosi w sobie czarownicę,
muszą jej słuchać wszystkie tęsknoty świata.
14 marca 2010 r.
Nie chciała dłużej tęsknić, obrazy uciskały i kładły się
na codzienności strumieniami bólu. Hanno - słyszała
w głowie głos babki - Hanno, na tę chorobę najlepsze
będą zioła. Siedem ziół zebranych w siódmej godzinie
siódmego dnia siódmego miesiąca. Weź gałązki dziurawca,
ziele bratka trójbarwnego, piołun niosący gorycz i kwiat lipy,
która rozgrzewa krew. Znajdź w cieniu macierzankę, sparz ręce
pokrzywą, dodaj rumianku. Zioła zalej wrzątkiem, wywar pij
siedem dni; w ostatnim zrób porządki. Wyrzuć pęknięty talerz
i wyszczerbiony kubek. Otwórz okna, pozwól przeciągom
zawładnąć twoim domem. I wołaj - idź precz, idź precz!
Pamiętaj, każda kobieta nosi w sobie czarownicę,
muszą jej słuchać wszystkie tęsknoty świata.
14 marca 2010 r.
sobota, 13 marca 2010
Czy Białystok potrzebuje pisma?
W takiej debacie zdarzyło mi się wczoraj uczestniczyć. Kopiluwak zapełniony, na dodatek nie gapiami, którzy przyszli dla rozrywki, ale faktycznie zainteresowanymi sprawą. Nie znam środowiska białostockiego, jestem w pewnym sensie osobą z zewnątrz, która patrzy z boku, z odległości. Cóż widziałam?
Grono ludzi którzy nie wiedzą, czego chcą? Jedni pragną powrotu mitycznych "Kartek" i mają pretensje, że nie mówi się o reaktywacji, że się nie docenia twórców tegoż pisma. Niektórzy twierdzą, że powinny powstać od razu dwa, a nie jedno pismo! Inni szukają "charyzmatycznego przywódcy" i uważają, że póki się nie objawi, Białystok nadal będzie białą plamą na literackiej mapie Polski. Najbardziej może zmartwić, iż ów spiritus movens być może dopiero pisze maturę bądź siusia w majtki... Gadanie, gadanie, gadanie... I poczucie jakiejś wielkiej niemocy ogólnej.
Pocieszam się, że w tłumie było kilka osób, które konkretniej myślą i pewnie zaczną działać. Ba, już może działają! Nie czekając na "wielkiego prowadzącego", na drugie pismo, na powrót "Kartek" czy "Kultury".
Pomijając powyższe dywagacje - szokuje mnie wciąż fakt, iż miasto, na dodatek miasto wojewódzkie, które pretenduje do miana Europejskiej Stolicy Kultury 2016, nie wydaje żadnego periodyku o profilu kulturalno-społecznym.
Grono ludzi którzy nie wiedzą, czego chcą? Jedni pragną powrotu mitycznych "Kartek" i mają pretensje, że nie mówi się o reaktywacji, że się nie docenia twórców tegoż pisma. Niektórzy twierdzą, że powinny powstać od razu dwa, a nie jedno pismo! Inni szukają "charyzmatycznego przywódcy" i uważają, że póki się nie objawi, Białystok nadal będzie białą plamą na literackiej mapie Polski. Najbardziej może zmartwić, iż ów spiritus movens być może dopiero pisze maturę bądź siusia w majtki... Gadanie, gadanie, gadanie... I poczucie jakiejś wielkiej niemocy ogólnej.
Pocieszam się, że w tłumie było kilka osób, które konkretniej myślą i pewnie zaczną działać. Ba, już może działają! Nie czekając na "wielkiego prowadzącego", na drugie pismo, na powrót "Kartek" czy "Kultury".
Pomijając powyższe dywagacje - szokuje mnie wciąż fakt, iż miasto, na dodatek miasto wojewódzkie, które pretenduje do miana Europejskiej Stolicy Kultury 2016, nie wydaje żadnego periodyku o profilu kulturalno-społecznym.
środa, 10 marca 2010
wtorek, 9 marca 2010
Wiosna, panie dzieju!
Wiosna także w Radomiu, ba! Wiosna literacka! W związku z czym za radomską Miejską Biblioteką Publiczną oraz Białą Fabryką informuję o wspólnym wieczorze autorskim Piotra Gajdy, Roberta Miniaka, Pawła Podlipniaka oraz niejakiej Teresy Radziewicz. "Świetni czterdziestoletni" (daję słowo, nie ja wymyśliłam nazwę ;)) spotkają się z czytelnikami w piątek 26 marca o godzinie 20.00 w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Radomiu. Zapraszamy!
niedziela, 7 marca 2010
Sonia
świat urodził się pomarańczą
wariatka usiadła przy drodze
zszywa stopy ścieżką z dzieciństwa
rozbiegły się w cztery strony świata
zna smak mięty melisy i szałwi
do szaleństwa wciera w język
żyłki znajomych listków
bo świat urodził się pomarańczą
– śpiewa – ach pomarańczą
smakuje porowate smugi słodyczy
jak pomarańcze krążą
– śpiewa – ach jak krążą
światem kołysze liść
wariatka pozwala
podnosić się i opuszczać
dzień pierwszy: wariatka nadaje imię
palce na zmarszczkach – wygładzić
popatrzeć w odbicie światła
rozszczepić jak pryzmat
teraz będziesz nazywać się sonia
ach cóż za imię: sonia sonieczka
ujmuje za brzeg życie i tańczy
śpiewa w ucho powietrza
ach cóż za imię: zielonooka sonia
takie imię to skarb – ach – prawdziwy skarb
gdy zechcę będę zośką
zakasam szaleństwo
innym razem powiem: sofi
tak z francuska so – fi
przyciskając odpowiednio głos
jak me – sje albo bą – żur
och - będą mówić - prawdziwa
z ciebie soniu dama
wariatka zamyka oczy
potem otwiera na nowe
jestem sonia
sonia zanurza się w wodzie starając się przejść na drugą stronę
zapomnieć
zacisnąć w pamięci miejsce
do którego boi się wrócić
na piasku smugi spisane otwartą dłonią
woda niesie wszystkie odcienie znaczeń
sonia w zieleni gęstniejącej od myśli
ciągnie sieci słonecznych rombów
fala podchodzi nieuchronnie jak codzienne rytuały
kreśli łagodne szlaki obmywając z przeszłości
sonia palcami przesiewa zdziwione krople
podstawia ciche ciało pod spływającą pieszczotę
chce już być po drugiej stronie
klękać z twarzą pokrytą patyną
dziwić się nalotem nieśmiertelności
wariatka usiadła przy drodze
zszywa stopy ścieżką z dzieciństwa
rozbiegły się w cztery strony świata
zna smak mięty melisy i szałwi
do szaleństwa wciera w język
żyłki znajomych listków
bo świat urodził się pomarańczą
– śpiewa – ach pomarańczą
smakuje porowate smugi słodyczy
jak pomarańcze krążą
– śpiewa – ach jak krążą
światem kołysze liść
wariatka pozwala
podnosić się i opuszczać
dzień pierwszy: wariatka nadaje imię
palce na zmarszczkach – wygładzić
popatrzeć w odbicie światła
rozszczepić jak pryzmat
teraz będziesz nazywać się sonia
ach cóż za imię: sonia sonieczka
ujmuje za brzeg życie i tańczy
śpiewa w ucho powietrza
ach cóż za imię: zielonooka sonia
takie imię to skarb – ach – prawdziwy skarb
gdy zechcę będę zośką
zakasam szaleństwo
innym razem powiem: sofi
tak z francuska so – fi
przyciskając odpowiednio głos
jak me – sje albo bą – żur
och - będą mówić - prawdziwa
z ciebie soniu dama
wariatka zamyka oczy
potem otwiera na nowe
jestem sonia
sonia zanurza się w wodzie starając się przejść na drugą stronę
zapomnieć
zacisnąć w pamięci miejsce
do którego boi się wrócić
na piasku smugi spisane otwartą dłonią
woda niesie wszystkie odcienie znaczeń
sonia w zieleni gęstniejącej od myśli
ciągnie sieci słonecznych rombów
fala podchodzi nieuchronnie jak codzienne rytuały
kreśli łagodne szlaki obmywając z przeszłości
sonia palcami przesiewa zdziwione krople
podstawia ciche ciało pod spływającą pieszczotę
chce już być po drugiej stronie
klękać z twarzą pokrytą patyną
dziwić się nalotem nieśmiertelności
wtorek, 2 marca 2010
Lewa strona w Kopiluwaku
Autorka zaprasza na kolejne spotkanie w Białymstoku,
5 marca, piątek, godz. 18.
Prowadzenie - Janusz Taranienko.
Więcej informacji tutaj: zapraszam
5 marca, piątek, godz. 18.
Prowadzenie - Janusz Taranienko.
Więcej informacji tutaj: zapraszam
Subskrybuj:
Posty (Atom)