wtorek, 21 grudnia 2010

Wiesław Szymański, Skrawki

Do napisania paru słów o tej najnowszej książce białostockiego poety przymierzam się od jakiegoś czasu. Mam takie poczucie, że chcę o niej powiedzieć, a jednocześnie jest we mnie obawa przed opisywaniem wrażeń po lekturze tak intymnych zapisków. To trochę tak, jakbym po kryjomu czytała czyjś pamiętnik, tak się czuję. To nic, że autor zastosował "wybieg" trzeciorzędnej narracji, to nic. Sam zresztą mówi, że to jego zapiski z ostatniego dziesięciolecia. Więc czuję się, jakbym wygrzebała zeszyt z notatkami i czytając je poznawała właściciela owego zeszytu. Tym bardziej jest to przeżycie, że wszystko dzieje się niedawno i w miejscach na ogół mi znanych, takie "tu i teraz". Prawie teraz.
Jest w człowieku skłonność do podglądania i w tracie czytania skrawków ta skłonność pasła się słowami. Poza tym jest we mnie skłonność do porównywania doświadczeń, przemyśleń, przeżyć - własnych i autora bieżącej lektury. Czytam pierwszy rozdział i wspominam swoje wrażenia z pierwszego pobytu nad rzeką tworzącą granicę ze wschodem, swoje obawy. Czytam drugi i przed oczyma mam spektakl pana Szymańskiego "Białe światło śniegu", który oglądałam w ubiegłym roku podczas Podlaskiego Forum Teatrów Dziecięcych i Młodzieżowych. Otwieram "Próbę rozmowy z cieniem" i ostatnie przeżycia wracają. Wzruszam się, wzruszam też przy "Notatkach ze spotkania z Elą M" i wzruszam się jeszcze w innych momentach. Ale i uśmiecham się czasem, na szczęście, a czasem trochę przez łzy. Ludzie, zdarzenia, miejsca, nazwiska, nazwy, książki, spektakle - znajome, znane, a oglądane z innej perspektywy.
Przeglądam "Skrawki" jeszcze raz i jeszcze, i jeszcze. Szukam fragmentu, który przepisałabym skrupulatnie. Szukam i... nie znajduję. Musiałabym przepisywać i przepisywać. Akapit czy dwa mogą tylko zmylić, więc cóż - trzeba przeczytać całość...

Skrawki, Wiesław Szymański, Wydawnictwo Forma, Szczecin 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz