piątek, 29 czerwca 2012

O Kubusiu dla Kubusia - historia pewnego niedźwiadka

Pewnego razu, kiedy Kuba bawił się w parku, nagle usłyszał krzyk:
- Ratunku! Ratunku! Rozejrzał się i zobaczył w oddali leżącego misia.
- Już pędzę - zawołał!



I rzeczywiście, biegł jak najprędzej, aż na zdjęciu rozmazały się piksele...


- Co się stało? - zapytał, kiedy dotarł do misia.
- Buuuuu - rozpłakał się niedźwiadek - biegałem sobie wesoło, kiedy potknąłem się, upadłem i już nie dałem rady wstać! Chyba mam złamaną łapkę!


- Poczekaj, pomogę Ci! - i Kubuś podniósł misia. Ale niestety, łapka wciąż bolała niedźwiadka...


Chłopczyk postanowił zanieść zabawkę w bezpieczne miejsce i zorganizować pomoc.


Miś trochę ważył, więc z trudem Kubuś prowadził go do czegoś, o co mógłby się oprzeć...


Czasami myślał, że wkrótce zabraknie mu sił...


Dzielnie walczył jednak i wreszcie dotarli na miejsce...


- Poczekaj tutaj, a ja wezwę pomoc. Bądź dzielny! - pocieszał niedźwiadka chłopiec.
- Ale wrócisz niedługo, naprawdę? - płakało zwierzątko.


- Naprawdę nie ma się czego bać, zaraz wrócę i wszystko będzie dobrze! - tłumaczył, bo miś bał się zostać sam...


Jeszcze buziak na pocieszenie...


 I Kuba popędził do telefonu, żeby zadzwonić po wsparcie.
- Hallooo? Czy to szpital? Mamy tu niedźwiadka, który potrzebuje natychmiastowej pomocy!
- Już jedziemy - odpowiedział lekarz - i za chwilę słychać było sygnał pogotowia.


Wkrótce nadciągnęła pomoc i miś mógł odetchnąć spokojnie, ponieważ znalazł się pod dobrą opieką.

czwartek, 28 czerwca 2012

Nowojorski dzień powszedni...

Na pozór wygląda jak wszędzie - śniadanie, dzieci, karmienie Kuby, karmienie Julki, usypianie Julki, zabawy z Kubą, robienie obiadu, wcześniej jakieś zakupy. A późnym popołudniem, bo chłodniej, idziemy z Beatką i dziećmi do parku. Kiedy patrzy się na mapę Nowego Jorku, zaskakuje spora ilość zieleni - łącznie z wielkim Central Park na Manhattanie, istnymi płucami tej wyspy. Oczywiście w tych parkach są place zabaw. Podobnie jest w okolicach Jamaiki. Niewielki spacerek i jesteśmy na miejscu. Na łące rozgrywa się mecz piłki, dalej porozkładane koce i mamy z dziećmi urządzają pikniki.

Plac zabaw jest ogrodzony, dodatkowo wewnątrz placu ogrodzone są miejsca z huśtawkami. Widoczną atrakcją jest kran z wodą, pitną, który jednocześnie służy do napełniania pistoletów oraz baloników.


W pewnym momencie dzieci biegną do wejścia - przyjeżdża... wózek z lodami. Poza taką sprzedażą obwoźną lodów (czy działa tu jakiś Sanepid?) ulicami jeżdżą samochody- lodówki. Łatwo rozpoznać, że taka lodziarnia się zbliża, ponieważ z głośników auta rozlega się specyficzna melodyjka. Lody jadą!


Kuba zajada zielono-żółte (ananasowe?) oraz białe, kokosowe.


Przy kranie ruch - Beatka napełnia Kubusiowi baloniki wodą, a inne dzieciaki chętnie biorą udział w tej zabawie. Takie baloniki się roztrzaskuje rzucając na ziemię.


Moją uwagę zwraca prześliczny chłopczyk z głową w lokach i uśmiechem od ucha do ucha. Mały Meksykanin, może Hiszpan? Trudno powiedzieć. Zresztą - na początku na tym placu zabaw pełnym rodziców i dzieci jesteśmy... jedynymi białymi. Cóż za dziwne uczucie! Meksykanie, Murzyni, Hinduski w pięknych sarki, Muzułmanki całe w zwojach, widać też Hiszpanów, pojawia się blond dziewuszka - mama mówi do niej po rosyjsku.


Kiedy widzi, że robię zdjęcia, śmieje się do mnie, podbiega, łapie za rękę i chce zobaczyć, jak wyszedł. Szkoda, że nie można go zapakować do walizki i zabrać do Polski. ;)


Potem bawimy się z Kubusiem w straż pożarną i gasimy setki pożarów oraz ratujemy tysiące ludzi.


Nic dziwnego, że po tak ciężkiej pracy zmęczonemu dziecku udaje się uprosić mamusię, żeby choć trochę wędrować "na barana". Ajm tajooord - z przepięknym amerykańskim akcentem tłumaczy Kubuś.


Na szczęście Julcia zasnęła snem sprawiedliwego i ma nas w nosie.


Wracamy - po drodze interesujące widoki. Figurki Matki Boskiej stoją tu pod domami czasami w doprawdy dziwnych miejscach.


Amerykanie w zwyczaju mają przyczepianie do maski różnych zabawek. Czasem efekt bywa groteskowy...


A tu specjalnie dla moich bratowych - koło naszego domu takie krzewy mają może 20-30 cm.


Hortensje zaś w tutejszych ogródkach bywają imponujące!


Domu już naprawdę blisko, jeszcze przejdziemy na drugą stronę ulicy i już będziemy na miejscu.


Kubuś tylko jeszcze zadzwoni do tatusia...

I taki też jest Manhattan...










środa, 27 czerwca 2012

Manhattan nocą

Kilka miejsc na Manhattanie nocą. Wyruszamy po 22. Wszędzie panuje jeszcze ruch, jakby miasto nie zamierzało nawet zasypiać. 

Widok na część Manhattanu - oczywiście feeria świateł, na niektórych ulicach spokojniej, natomiast na tych najsławniejszych - jasno jak w dzień. 

Jesteśmy w Centrum Lincolna, pomiędzy zachodnią 62. i 65. ulicą oraz alejami Columbus i Amsterdam, gdzie króluje słynna Metropolitan Opera.

Widok na charakterystyczny gmach i fontannę.

Oczywiście wszędzie ludzie - spacerujący, siedzący na schodach, robiący zdjęcia, gwar i harmider. Pstrykam fotki i raptem ktoś dotyka mojego ramienia: Ekskjuzmi - mówi - ju chew so big kamera, ju mast bi wery gut fotograf. Ju ken tejk foto? No problem! Więc tejkam foto grupce Amerykanów. Smajl pliz! A potem próbuję jeszcze złapać fonnatnnowy nastrój.

Ażurowa kula ziemska i aktywny, mimo późnej pory, Manhattan.

Wjeżdżamy ruchomymi schodami i z oszklonego tarasu widokowego próbuję uwiecznić kolumnę z Kolumbem. Czy on patrzy w stronę Europy? Pamiętam z Barcelony pomnik Kolumba, który z nadbrzeża spoglądał w stronę Ameryki, ba, wskazywał w jej stronę. Kolumb amerykański pozdrawia Kolumba europejskiego!

Zabawne, że na Manhattanie obok eleganckich restauracji, kafejek, knajpek wprosta na ulicach trwa sprzedaż obwoźna - budka z preclami (Kuba mówi: precele), hotdogami i innymi tego typu "atrakcjami".

A tu wózek z napojami. Nocą ruch nieco ustaje, ale w dzień wciąż stoją przy tych punktach kolejki.

Obowiązkowe zdjęcie przy fontannie...

I z widokiem na  ulicę.

W samochód i lecimy na słynny Times Square. Cytując Wikipedię: "plac na Manhattanie w Nowym Jorku znajdujący się na skrzyżowaniu Broadwayu i alei Siódmej, rozciągający się od ulicy 42 do ulicy 47. Pełni podobną funkcję jak Plac Czerwony w Moskwie, Pola Elizejskie w Paryżu czy plac Trafalgar w Londynie. Jest on jedną z ikon Nowego Jorku oraz centrum światowego handlu oraz mody; słynie z dużej ilości świateł".

Niestety, zdjęcie chwyta tylko moment, chwilę i zupełnie nie oddaje tej zmienności świateł, kolorów, reklam wyświetlanych na wszystkich budynkach.