wtorek, 30 października 2012

poniedziałek, 29 października 2012

czwartek, 25 października 2012

Cyfry nie trzymają się mojej głowy

Nie żeby całkiem - wiem np., ile to dwa do potęgi 3 i ile wynosi pierwiastek z 4. Ba! Wciąż potrafię zamieniać ułamki zwykłe na dziesiętne i odwrotnie oraz wykonywać na nich działania. Kiedyś nawet rozumiałam, o co chodzi z logarytmami i ciągiem Fibonacciego. Poza tym wielokrotne powtarzanie sprawiło, że mam w głowie daty chrztu Polski, bitwy pod Grunwaldem, zaborów i odzyskania niepodległości. I na pewno nie powiem, że stan wojenny wprowadzono w 1989, a powstanie warszawskie wybuchło w 1988 - dzięki Ci, Boże, że to mój umysł ogarnia. Natomiast nie obrażam się absolutnie, kiedy ktoś nie dzwoni w dniu moich imienin, nie wysyła urodzinowej kartki, ewentualnie po jakimś tygodniu od ważnej daty znienacka się odzywa. Nie obrażam, bo sama tak mam! Nie pamiętam dat imienin, urodzin, nawet najbliższej rodziny. I nie to, że nie próbuję pamiętać - zapytam, zapamiętam, wiem przez jakiś czas, a potem plączą mi się lata. Łatwiej, jeżeli chodzi o miesiące - obie moje siostry urodziły się 16 maja, a brat i tata - 13 kwietnia bodajże, plączą mi się jeszcze rodzinnie sierpnie, lipce, lutowe dni, ale na tym ułomna ma pamięć potyka się. I czasem nawet postanawiam zapisać, pytam, zapamiętuję i dochodzę do wniosku, że skoro już pamiętam, to po co zapisywać... A po kilku miesiącach - znów bezpańskie cyfry krążą po mojej głowie. Piąty raz pytam, kiedy które wydarzenie będzie mało miejsce i podziwiam tych, którzy bez problemów pamiętają na przykład daty i miejsca wszystkich olimpiad. Ja czterocyfrowy kod do mieszkania przyjaciół mam zapisany w archiwum telefonu i mimo że nocowałam u nich dziesiątki razy, za każdym razem muszę go sobie przypominać. Cud, że pamiętam własny telefon i pin do karty kredytowej - pierwszy jest naprawdę mało skomplikowany - znajomy miał zestaw numerów dla zaprzyjaźnionych osób, a drugi zapamiętuję wzrokowo - te oto klawiszki mam wcisnąć... No i właśnie poczułam się jak wywołana do tablicy, bo jedna z nauczycielek, prywatnie moja bratowa zresztą, na gg zapytała mnie przed chwilą o takie rzeczy jak nip, regon szkoły, ilość dokładna uczniów... obożeoboże. I jeszcze chwali się, że pamięta pesele dzieci (rodzonych, nie szkolnych) oraz numery telefonów koleżanek z podstawówki. A może - w moim wypadku - to Alzheimer? Brrrrr... To żeby rozbawić, żarcik na koniec: mąż staruszek do żony... kochanie, jak się nazywa ten paskudny Niemiec, który wszystko mi chowa? Wybaczcie, Kochani, tę moją ułomność.

poniedziałek, 22 października 2012

Żyć nam przyszło w kraju nad Wisłą...

Kilka cytatów z wywiadu z Maxem Kolonko, wyjątkowo trafnych:

Pisałem o patriotyzmie stadionowym, który zastępuje ten narodowy. Że z dumą zmierzamy z umalowanymi na biało-czerwono twarzami na mecz, kibicując jedenastu patałachom na boisku, a wstydzimy się zawiesić flagę polską w oknie, by nie być posądzonym o jakiś wojujący konserwatyzm.

Kilka dni po katastrofie w Smoleńsku pisałem w "The Huffington Post", że tragedia będzie wygrana przez Rosję dla celów politycznych i tak się dzieje. Dla Rosji wrak samolotu i tragedia smoleńska stały się środkiem politycznym do destabilizacji sytuacji w Polsce. Dlatego zdjęcia ofiar tragedii w Smoleńsku odnajdują się raptem na portalu na Syberii.

Skłócona Polska to kraj słaby, a słaba Polska jest w interesie Rosji. W Moskwie ułożony jest od dawna scenariusz, w którym polski premier jest słaby. Potrzebuje pomocy i tę Moskwa dostarczy, zwracając wrak, czarne skrzynki w stosownym dla nich momencie, a być może nawet występując z jakąś dodatkową formą ekspiacji, która wzmocni, a może i uratuje pozycję premiera.

Taki wdzięczny Rosji polski premier byłby historyczną kopią króla Poniatowskiego i jego serwilistycznej postawy wobec carycy Katarzyny II i ten scenariusz jest typowy dla sposobu rządzenia rosyjskich elit władzy.



I równie niegłupi komentarz jednego z czytelników:

Kiedy oglądam polskie serwisy informacyjne, to mam wrażenie, ze przygotowała je jakaś telewizja osiedlowa. Wiadomości ze świata praktycznie nie ma, albo są chaotyczne i powierzchowne, bez cienia głębszej analizy tematu. Odnoszę wrażenie, ze polskie media nie maja żadnych korespondentów zagranicznych, opierają się na przypadkowych tłumaczeniach z serwisów BBC itd. Po prostu - taniocha i tandeta na każdym kroku. A dlaczego to prawie nikomu nie przeszkadza? Bo większość dziennikarzy i widzów to pokolenie matołów, "wykształconych" w "zreformowanym" (czytaj: zniszczonym) po 1989 roku systemie edukacji. Z tego samego powodu nie ma przyzwoitych programów popularnonaukowych, kulturalnych, dokumentalnych. Durnie tworzą dla durniów, natomiast resztka tych inteligentniejszych telewizji nie ogląda. I oto władzy chodzi - naród idiotów się nie zbuntuje, bo nawet nie potrafiliby się zorganizować. Dlatego, mimo coraz gorszych warunków życia w Polsce, nie ma praktycznie ŻADNYCH protestów społecznych. Ogłupiona populacja wraca do domów, obejrzy "Tance z gwizdami", wypije piwko z "Biedronki" i następnego dnia zasuwa potulnie 12h za 1500 PLN/m-c.


Oraz muzyczny komentarz, zamiast moich słów:

 

niedziela, 21 października 2012

sobota, 20 października 2012

Mój nowy wiersz

na zaprzyjaźnionej stronie, czyli tutaj:
Poeci po godzinach

Zapraszam.

czwartek, 18 października 2012

Dnia lepszego!

Wczoraj prześladował mnie pech - na dzień dobry zgubiłam broszkę, zieloną, założoną pierwszy raz i nie mogę jej odżałować. Nawet nie wiem, gdzie mogła mi się odpiąć - w drodze do pracy? W pracy? Nikt nie widział, eh. Po południu, po pracy wpadłam do gminnej biblioteki, ponieważ z Bożenką wymyśliłyśmy projekt dla dzieciaków ze szkoły podstawowej i należało wypełnić wniosek. Pisałam do 21 ów projekt, zapisywałam regularnie, był na pulpicie, a kiedy go zamknęłam, okazało się, że wyparował, zniknął, rozpłynął się - nie ma. Cztery godziny pracy poszło w czorty. Okej, mam go w głowie, ale trzeba go na powrót zapisać, a to trwa. Zamierzałam dziś po pracy pokończyć różne rzeczy na piątkowo-sobotnie zajęcia w Warszawie, a tymczasem najpierw projekt muszę odtworzyć, ponieważ termin złożenia wniosków tuż tuż. Wróciłam wczoraj do dom dobrze po 22, głodna, zmęczona i zła, a żeby tego było mało, to dopadła mnie bezsenność. Wrrr! Jedyna korzyść, że piszę to słowo, ale skoro ono takie zirytowane, to i korzyść niewielka. Trzymajcie kciuki, żeby dziś było lepsze od wczoraj. I moje, i Wasze, Złotka. :)

poniedziałek, 15 października 2012

Różycki - Podsiadło 1:0

W sobotę, chociaż nie chciało mi się piekielnie, gdyż ogarnęło mię lenistwo nieziemskie, przymusiwszy się, wyruszyłam do Białegostoku. W ramach Festiwalu Literackiego "Zebrane" zaplanowałam obecność na spotkaniu z Tomaszem Różyckim oraz Jackiem Podsiadło. Pierwszego zdarzyło mi się już słyszeć ongiś w Miłosławiu, przy okazji Nagrody Kościelskich, a drugiego w Warszawie na spotkaniu w Kordegardzie. Cóż o tych poetach? Hmmm... Różycki to klasa, poeta doctus - cenię i lubię jego wiersze, zwłaszcza tom "Kolonie", a mój ulubiony wiersz przypadkowo został przeczytany i poprosiłam o dedykację właśnie przy nim:



Jacek Podsiadło... Hmmm... Tak "hymkam", ponieważ słuchałam najnowszych wierszy i zastanawiałam się, kiedy bunt przestaje być buntem, a jest założeniem buntu. Młody Podsiadło, wściekły i zbuntowany był prawie że bożyszczem młodzieży, wiersze miały moc, jakiś ciemny urok. Podsiadło dojrzały, nadal zbuntowany, takowego uroku już nie posiada. Nie posiada - moim skromnym zdaniem. Jakby brakowało decyzji o ruszeniu w drogę, jakby pozostawała obawa przed wyjściem z (wybaczcie, ale tak mi się kojarzy) "bezpiecznego wkurwienia". Dlatego jednak, po spotkaniach poprzednich i ostatnich, w zestawieniu Różycki kontra Podsiadło - stawiam na Różyckiego.


A po wieczorze spotkała mnie niespodzianka, albowiem podeszła do mnie pewna sympatyczna pani, która od początku zdawała mi się znajoma i zapytała: przepraszam, Teresa Radziewicz? A następnie mi się przedstawiła i uśmiechnęła. A następnie rzuciłyśmy się sobie w ramiona, ponieważ była to moja daaawna przyjaciółka, której nie widziałam ponad... (o Boże, o Boże) dwadzieścia lat! Te dwadzieścia lat temu gdzieś się - wobec powszechnej nieobecności na świecie telefonów komórkowych i komputerów - pogubiłyśmy, żeby po tylu latach odnaleźć. A tu zdjęcie - od prawej Ania, ta spotkana w sobotę, a w środeczku ja - gdyby ktoś nie poznał. Oaza w Różanymstoku. Czasy prehistoryczne.



Telefony wymienione, niedługo spotkanie i długie Polek rozmowy. A w sobotę czekał mnie jeszcze nocny powrót do domu i przy okazji złapany aparatem w telefonie Pałac Branickich.


 

piątek, 12 października 2012

Ryby z Ustki w Gliwicach czyli Krzysztof Siwczyk w Białymstoku

Krzysztof Siwczyk złagodniał i dojrzał. Pamiętam go z któregoś Bierezina z Łodzi, na spotkaniu był pewny siebie, swoich odpowiedzi, zadziorny i atakujący - takie wrażenie wyniosłam z tamtego wieczoru. Teraz, po kilku latach, zaskoczona słuchałam, kiedy mówił, że poezja polega głównie na stawianiu pytań - nigdy nie sądziłam, że możemy podobnie postrzegać literaturę. Prowadzący, Andrzej Bajguz, swoim radiowym głosem przymuszał poetę do czytania wybranych wierszy, na co ów reagował często zmieszaniem, śmiechem i komentarzem, że w ten sposób jeszcze swojej poezji nie prezentował. Cudowny był dialog z jedną ze starszych pań z publiczności:
- A pan to czym się zajmuje? W czym specjalizuje?
- No znaczy w jakim sensie, no w niczym...
- No ale pisze pan reportaże, poezje...?
- Aaaa, no ja wiersze piszę... - tłumaczył się speszony Siwczyk.
Zniknął świat - twierdził gość wieczoru - zastąpiły go nowe media, nowe komunikatory, nie ma w nim miejsca dla poetów. Taka odpowiedź padła na pytanie o status poety, słyszalności poety. Rozmowa o języku doprowadziła do kontestacji o problemach z porozumieniem. Tu przykładem stała się reklama z Gliwic, zajmująca pół rynku, zapraszająca na świeże, dzisiejsze ryby z Ustki. Siwczyk nie mógł zrozumieć, jak te ryby mogą być dzisiejsze, jeżeli on zajeżdża do sklepu o 8 rano... 
Dobre spotkanie, mądre spotkanie. Tak. Krzysztof Siwczyk złagodniał i dojrzał. Teraz czekam na książkę tego "nowego" poety.



wtorek, 9 października 2012

ZEBRANE w Białymstoku

Kolejny raz Fabryka Bestsellerów organizuje w Białymstoku Festiwal Literacki "ZEBRANE". Ciesząc się z każdej tego typu imprezy, zamieszczam program na blogu oraz wybieram się tu i ówdzie, w miarę możliwości. 



czwartek, 4 października 2012

I znów nowa sZAFa!


POEZJA
Bożena Barda, Tomasz Bąk, Aldona Borowicz, Kamil Brewiński, Roma Jegor, Małgorzata Kowalska, Mariusz Kusion, Łukasz Kuźniar, Kamil KwidzIński, Paweł Łęczuk, Izabela Wageman, Ewa Włodarska, Marcin Włodarski, Bohdan Wrocławski

PROZA
Jacek Durski, Tomasz Graczykowski, Sławomir Hornik, Lech M. Jakób, Kamil Kwidziński, Karol Maliszewski, Marta Obuch, Wiktor Orzeł, Małgorzata Południak, Joanna Plesnar, Klaudia Raczek, Teresa Radziewicz, Arkadiusz Siedlecki, Joanna Storczewska-Segieta, Viola Wein, Bartosz Wokan

FOTOGRAFIA-GRAFIKA-MALARSTWO
Marzena Ablewska-Lech, Andrzej Brzegowy, Dominika Dobrowolska, Justyna Jabłońska, Piotr Król, Andrzej Markiewicz, Piotr Mosur, Maciej Ratajczak, Małgorzata Sajur, Katarzyna Tchórz, Barbara Trzybulska
sZAFa Presents
Paweł Łęczuk - Kolędnicy
Jakub Sajkowski & Teresa Radziewicz - W p/oszukiwaniach z Izabellą Wageman
Mariola Sznapka - "Bo mówić i rozmawiać to nie to samo” - Mariola Sznapka o Januszu Korczaku


ESEJ - FELIETON - RELACJE
Jacek Durski - Fotorelacja z promocji książki Czekając na Malinę M.Południak
Mariola Konieczna - Zapiski z wizyty w "Zakładzie pracy chronionej"
Sylwia Kubryńska - Apokalipsa w bańce
Magda Krytykowska - Z Kalisza do Warzywniaka, O spotkaniu Izabeli Fietkiewicz Paszek w gdańskiej Galerii Warzywniak * Zwierszeni w biały dzień. O spotkaniu z twórczością Teresy Nietykszy i Bogdana Zdanowicza.
Klaudia Raczek - Octavio Paz. Ta chwila to ja sam
Małgorzata Południak - Literatka na wyspie
Teresa Radziewicz - Czekając na Malinę Małgorzaty Południak [relacja]
Jurek Szukalski - No to lecim na Szczecin. Relacja ze spotkania promującego debiutancką książkę poetycką Teresy Rudowicz pt. Podobno jest taka rzeka * Donkiszoteria w sprawie Abramowicza i innych
Ivo Świątkowski - Relacja z wystawy Lustra [22.08.2012]
Spotkanie Sztuki Niezależnej [Lanckorona10-12.08.2012]
Beata Wincza - Malinowe wariacje czyli relacja ze szczecińskiej promocji książki Małgorzaty Południak Czekając na Malinę


TEATR, FILM

Marcin Baran - Wkraczając w pustkę
Izabella Bartnicka - Proste jak drut i puste jak bęben czyli cep, cepa cepem pogania…
Michał Krzywak - Spokojnie to tylko uśmiech


KRYTYKA LITERACKA - RECENZJE
Paweł Brzeżek - Kobieca postać – o tomiku Odliczanie poetki-terapeutki Anety Gajdy-Boryczko
Jarosław Czechowicz - Rana Dasgupta Solo * Dominika Dymińska Mięso * Jack Melchior XXL. Tragikomedia erotyczna
Rafał Derda - Czas wesołej śmierci zaczyna się codziennie, czyli na temat Ciuciubabki Marcina Jurzysty * Czułe gesty zamknęły nas w zręcznych obrożach, czyli na temat Karmageddonu Pawła Podlipniaka
Sławomir Hornik - List do Pawki Podlipniaka spod granicy małego miasta niedaleko Krakowa * Wiersze na wodzie (Paweł Łęczuk, Delta wsteczna)
Joanna Mieszkowicz - Pięćdziesiąt cztery sonety Cezarego Sikorskiego
Małgorzata Południak - Pamięć - Tereso - pamięć jest tworzywem - - Podobno jest taka rzeka - Teresy Rudowicz * Popiół, a raczej czym i gdzie jesteśmy - Popiół Krzysztofa Niewrzędy
Teresa Radziewicz - Po cóż się rodzić – wędrówka Deltą wsteczną Pawła Łęczuka * Wycieka ze mnie dziś wczoraj i pojutrze czyli Punkty przecięcia Doroty Ryst
Teresa Rudowicz - Każde takie spotkanie to połówka świata – o przebierance Bogdana Zdanowicza
Jakub Sajkowski - Sezon arktyczny? Ciepło, coraz cieplej. O debiucie Kamila Kwidzińskiego * W cień jak w gryzące ubranie. Tomasz Pietrzak Rekordy.
Karol Samsel - Amtidotum. Marcin Orliński, Płynne przejścia * Dziwka pośród dam.O tomie poezji Andrzeja Jopowicza pt. Czerwona winnica * Na rynku apokalipsy
Bogdan Zdanowicz - Raport z końca świata * Kolekcja – wszystkich moich bliskich (o zbiorze wierszy Elżbiety Tylendy Kolekcja)


http://szafa.kwartalnik.eu/

wtorek, 2 października 2012

W tym kraju

Są w tym kraju miejsca, gdzie lepiej nie patrzeć
na domy, góry, rzeki czy jeziora, bo rzeczywistość
nosi w sobie dwa słowa: to tutaj. Nawet fundamenty

potrafią trzymać się języka, który wciąż pamięta,
co znaczy krajobraz urodzenia - wszystko nazywa
czerpiąc siłę z ziemi, powietrza i wody. Są miejsca

przed którymi ostrzegają szpalty gazet, codzienne
newsy na facebooku. Nie patrz, nie dotykaj, nie idź
- to grozi myślą, mową. Uczuciem. Zapaleniem.

poniedziałek, 1 października 2012

Zanim jutro

Zanim noc, zanim sen, zanim to zapadanie w ciemność, kilka słów - bo życie się dzieje, przemyka, a ja nie mam czasu na zapisanie. Pierwszy dzień października jakby specjalnie chciał dać znać o sobie, bo kiedy szłam do samochodu, rozpadało się i potem padało i padało... Deszcz bębnił po blaszanym dachu garażu, po dachu samochodu, a jak wróciłam do domu, to tłukł w szyby. Witaj październiku, witajcie długie, coraz dłuższe wieczory - spirala czasu właśnie zakręca, kolejne wakacje za nami. Za mną. Za mną też szkolne uroczystości, za mną Kupiszewiada. I zadowolenie, że są ludzie, którym się chce, którym zależy na pracy, na miejscu, gdzie żyją, na sąsiadach. Tak lubię: mieć swoje miejsce, pulsować, drżeć, błyskać. Nie gasnąć.