niedziela, 26 maja 2013

Ziemia Święta - dzień V, część pierwsza















Wyjeżdżamy z Tybru - jest godzina 6.45, termometr pokazuje 35 stopni. Niezły poranek. :) Pierwszy etap dzisiejszej drogi to Góra Przemieniania - Tabor. Od wczorajszego ranka wszyscy jesteśmy przekonani, że przewodnik i nasi księża wkręcają grupę twierdząc, że na górę Tabor nie da się wjechać autokarem. Dociera się do pewnego momentu, a potem się korzysta z... osiołków i wielbłądów. Musieliśmy wcześnie zadeklarować się, które zwierzę wybieramy... Robiliśmy to ze śmiechem, ale zrobiliśmy - przewodnik był śmiertelnie poważny... No dobra, pewnie jesteście ciekawi mojej decyzji... Wybrałam wielbłąda, chociaż większość zdecydowała się na osły. Co tam - myślę - jeżeli to nie wkręt, to wolę jechać na wielbłądzie, osiołek to coś w rodzaju konia, a na koniu jeździłam... Jedziemy, a Góra Tabor przybliża się coraz bardziej.













Po drodze mijamy zwyczajne życie, pola, łąki... Pasące się krowy... Holenderki! - woła Małgosia. Holenderki w Izraelu? - dziwimy się. W sumie dlaczego nie? Skoro mogą być Polki... Zaśmiewamy się. Ciągną się oliwkowe gaje, potem eukaliptusy przy drogach prawie jak topole, nie widać raczej palm. Temperatura spada - "schłodniało" do... 27 stopni i coraz wyraźniej widać Tabor. Teraz droga prowadzi pod górę, docieramy do parkingu, gdzie czekają na nas... busiki. Oczywiście osiołki i wielbłądy to był totalny wkręt. W sumie szkoda... przejechałabym się na wielbłądzie. :D














 Wchodzimy przez bramę, przede mną fasada kościoła, po prawej i lewej pozostałości starych murów, cudowna roślinność, ziemia usłana białymi kamykami. Czuję spokój miejsca, dotykam skał, jest tu jakaś dobra, wyciszająca energia. Od XI wieku budowano tu kościoły, klasztory, wznoszono mury, burzono... Obecnie opiekują się tym miejscem franciszkanie.

















Wchodzimy do Bazyliki Przemienienia Pańskiego Krata w podłodze, kartki, karteluszki - prośby, modlitwy, podziękowania?















Piękna mozaika przedstawiająca przemienienie w absydzie....















... i nad ołtarzem, a w tle witraże z pawiami.



















Po mszy wychodzimy na zewnątrz, zachwycam się okolicą, aparat ma co robić. Jest pięknie, naprawdę - wyjątkowo. Każe miejsce zdaje się być zaaranżowane, tak wyjątkowo się prezentują tu kwiaty, drzewa, donice, cała ta egzotyczna często roślinność.

























Wchodzę na widokowy taras - przestrzeń dookoła.





















Drzewko cytrynowe! Czas już na zbiory!
















Z kawiarenki wychodzi mężczyzna i... zapyla strelicje. Chichram się, bo przypomina mi się oczywiście TA PIOSENKA, a zwłaszcza refren z zapylaniem georginii. Pstrykam zdjęcie, potem wpadam na kawę, włoskie latte - mniam. I za chwilę wskakujemy do busików i mkniemy w dół, na parking, gdzie czeka nasz autokar.





























Zjeżdżamy serpentynami w dół, okolica zmienia się powoli - coraz więcej spalonej ziemi, coraz mniej zieleni. Tutaj trzeba nawadniać ziemię, żeby rodziła, jest piekielnie sucho.
















Pola słoneczników! Dopiero zaczynają kwitnąć, ach, jaka szkoda, to dopiero byłby widok - za jakieś kilka dni...
































Ten świat zdaje się wyblakły, coraz bardziej, z kilometra na kilometr.


















Podjeżdżamy pod Górę Kuszenia. Po pustynnych terenach Jordanii ziemia palestyńska wydaje się wyjątkowo zielona.

















Zatrzymujemy się jeszcze w Jerychu - to tutaj Zacheusz wszedł na sykomorę, żeby zobaczyć Jezusa. Wojtek nuci znaną piosenkę o celniku: jeślim kogoś skrzywdził z ludzi, to poczwórnie wynagradzam, a ubogim pół majątku swego dam... Oczywiście to nie TA sykomora, ale najstarsza w Jerychu.















Natychmiast, nie wiadomo skąd, pojawiają się sprzedawcy daktyli, wody i - uwieczniony przeze mnie na zdjęciu - sprzedawca korali.



















I znów autokar - tym razem na "następny odcinek" będziecie czekać w drodze do... Qumran.

2 komentarze:

  1. Piękne klimaty. Zazdroszczę podróży, ale doceniam, że się nimi z nami dzielisz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Klimaty niezwykłe, prawda. Sama sobie zazdroszczę tej podróży. No i przyznam się, zapisuję, żeby nie umknęło, nie tylko dla dzielenia się. :)

    OdpowiedzUsuń