sobota, 2 listopada 2013

Bollywoodzki sen

Ostatnio pochłonęło mnie chorowanie oraz zachody słońca, co widać było (zwłaszcza to drugie) na blogu. Jesienne światło jest tak miękkie, tak świetliste, przemglone jednocześnie, że robienie zdjęć staje się prawie mistyczną czynnością. Robienie. Bo efekty bywają różne. :)

Tak czy siak, słów mało na blogu, a że dziś miałam sen, z którego uśmiałam się po przebudzeniu, więc się dzielę. Byłam w jakimś państwie arabskim, indyjskim, kto wie - w każdym razie sceneria jak z Bollywood, szaty w kolorach tęczy, kapiące złotem. Wracałam z wycieczki. Okazało się, że dworzec (nie mam pojęcia jaki to dworzec i gdzie) jest oddalony od kasy biletowej, a trzeba było kupić bilet. Wsiadało się w taksówkę, negocjowało przejazd "tam i z powrotem", dostawało zaświadczenie, że kierowca będzie czekał na klienta, płaciło z góry. Jakiś facet, słysząc, że jadę po bilet, dołączył się jako pasażer, zgodnie z zasadą, że dwie osoby to o połowę taniej. Okazało się, że naszym kierowcą jest... kobieta.  Błękitny strój, brzegi obramowane złotymi wzorami, zasłonięta twarz, tylko oczy i ciemne brwi widoczne. Przedzieraliśmy się przez tłumy tą taksówką, zajechaliśmy na miejsce, zeszliśmy do jakichś podziemi, kupiliśmy bilety, wychodzimy, a tam... nie ma samochodu! A tu zaraz odjeżdża pociąg! Idziemy na postój taksówek i cóż widzimy? Oto nasza stoi sobie jako pierwsza, wypchana pasażerami - same kobiety w strojach podobnych do stroju kierowcy i już-już rusza. Dobiegamy, zatrzymujemy, kierowca udaje, że nas nie zna, chichocze, że czego od niej chcemy... Reszta kobiet w samochodzie czyni jazgot krzycząc, że się śpieszą, że muszą jechać... Ale mój towarzysz to prawnik - zaczyna rzucać paragrafami i dowodzić, że mamy zaświadczenie, z którego wynika, że była umowa! Tak! - wołam (nie mam pojęcia w jakim języku się porozumiewaliśmy) - doskonale pamiętam panią jako kierowcę! To pani! I widać, że kobiety już mają wysiąść, a my dojedziemy na miejsce... I budzę się, pamiętam sen, śmieję się z historii, która nie wiadomo skąd zagościła w mojej głowie.

Poza tym - znowu nie piszę, bo ile można o "miękkim świetle listopada". ;P