sobota, 24 maja 2014

Trochu o życiu ;)))

Ach, jakże długo milczę na reteskowie, ach jak długo, no ale! W ubiegłym tygodniu miałam premiery trzech spektakli! Mój Kluczyk mały grał "Krzywą bajkę", Klucz "Pożarcie królewny Bluetki", a dorosły Trylobit "Tylko nie Zenuś". Premiera teatru dorosłego przerosła wszelkie moje oczekiwania, omójbożeomójboże! Nie dość, że zabrakło miejsc siedzących i przygotowanych, i doniesionych, nie dość, że mnóstwo ludzi stało, nie dość, że owacje na koniec ogromne, pochwały, to - przede wszystkim - widownia ŚMIAŁA SIĘ TAM, GDZIE POWINNA! :))))))))) Ale pracy przed tym wszystkim - szał po prostu.

Dodatkowo weekend w Warszawie, zaliczeniowy, wcześniej jakieś sprawozdanie, jakiś konspekt, ale już po! Uff. Dodatkowo trafiło się mnóstwo czasu i wpadłam na TARGI KSIĄŻKI!!! Pomijam fakt, że znajomych "jak mrówków", ale książki, ach.... obłowiłam się nieco. Nieco, bo - tu jęczę - drogo, drogo, drogo! A wieczorem dodatkowa warszawska atrakcja, spotkanie poetyckie w Dekoterii z Olą Słowik. Gorący wieczór, uroczy ludzie, życie bywa piękne. ;)) A oto moje łowy, teraz nie będę pisać, bo będę czytać. ;)))

Jakiś mi wyszedł okrutnie emocyjny ten post... Może mam za dużo energii? :)


niedziela, 4 maja 2014

Długie wieczorne cienie


















To ta droga, to miejsce, ten czas – słońce coraz niżej,
a cienie wyciągają długie palce, ściele się pasiak
na wschodzącym zbożu: ozimina w świetle zachodu
jak utkana z kontrastu. Tak się dotyka swojej ziemi
– idzie ścieżką pod brzozami, sprawdza kwietniowe liście,
oddycha. Kto sadził te drzewa, dokąd prowadzi ta droga,
jak układa się w nas? Długie wieczorne cienie,
plamka księżyca nad horyzontem, zieleń trawy
i linie wysokiego napięcia – tylko tyle,
a przecież to wszystko, jestem u siebie.

czwartek, 1 maja 2014

Czwarta nad ranem...

Właśnie minęła prawie przed chwilą, a u mnie bezsennie. Niebo już nie jest ciemne. Zrobiło się szaroniebieskie, blisko świt. Jest 4.20. Chyba bezsennością zadziałał długi weekend - organizm nie potrafi wyhamować po pędzie codziennym. Wychodziłam z pracy w środę i stawałam zdziwiona, że wszystko zrobione, że już mogę iść, że naprawdę nic nie trzeba ogarnąć, to, co trzeba było skończyć - skończone. 


Wieczorem próba, coraz bliżej premiera, drżymy, denerwujemy się, czekamy na stroje, kombinujemy dekoracje, działamy ze światłem i muzyką. Stres, stresik, stresiczek... Zupełnie amatorska grupa w zupełnie nowym - i dla nas pierwszym - spektaklu "Tylko nie Zenuś!" mojego autorstwa. Jeżeli nic się nie zmieni, to premiera odbędzie się 17 maja... Aaaaaaaaaaa, to za dwa tygodnie! 

Chwila przerwy na herbatę i robi się 4.35, a niebo rozjaśnia się zupełnie. Zaczyna się dzień, a ja jeszcze nie miałam nocy. Bezsenność przychodząca po cichu jak kot, kiedy możesz sobie pospać jest doprawdy irytująca. 4.44 - urodziny godziny, jak to mawiają dzieci - zaczynają śpiewać ptaki. Zawsze będę wspominać pewien majowy weekend sprzed lat, kiedy to pewna moja koleżanka goszcząca w moim domu obudziła się nad ranem (ciepło, otwarte okna) z życzeniem: retesko, wyłącz te ptaki! A że dookoła drzewa, sad niewielki, lipy, klony, więc pilot na ptaki niestety nie zadziałał... Dawne, dobre czasy.

W poniedziałek podsumowaliśmy projekt "Nasz kawałek świata" - przy Ośrodku Kultury działa infokiosk, ukazał się folder o tym samym tytule - historia, zabytki, sztuka, kultura, przyroda Ziemi Juchnowieckiej. Oprócz tekstów pojawiły się w tej publikacji moje ekfrazy do "tutejszych" zdjęć. I oto jedna z nich:


















Zaginione wsie: Ciekuny

Miejsca zapomniane, światy nieodległe, a już obce, oddane
zatraceniu: ziemie zasiedlone, wydeptane ścieżki, ale nie dziś
– wczoraj, przedwczoraj, dawniej. Widzę to: niskie chaty,
dzieci bawiące się na progu, słomiane strzechy straszące
rozczochraną czupryną. Codzienność wypełniona pracą
i świętowaniem, kiedy nadchodzą błogosławione dni
odpoczynku. Życie wyregulowane wschodami i zachodami
– jednakowo zgrzebne dla wszystkich. I to, co pomiędzy:
ludzkie słabostki, ludzkie miłości, ludzkie nienawiści
i ludzkie cierpienia; nic się w tym względzie nie zmieniło
przez wieki: ktoś rodzi się, a kto inny umiera. Patrzę,
mrużę odpowiednio oczy i pojawiają się cienie,
niewyraźne zarysy – kim byliście? Jakie kataklizmy
dotknęły tej ziemi, że po rodzinach, domostwach,
zagrodach została tylko przestrzeń? Patrzę znów:
kępa drzew na wzgórzu, zbrązowiałe rżysko,
równo zaorane bruzdy sypkiej ziemi.