wtorek, 22 lipca 2014

Czarna Białostocka

Słońce, zielsko, spacer, zalew, woda, pływanie, rozmowy. Lubię!










poniedziałek, 21 lipca 2014

Połikendowe

Frampolowe ognisko.


















Wieczorne mgły.

















Jarzębina w pełnym słońcu.


















I dla śmichów-chichów - dialog z dzisiejszego gg z nieznanym numerem:

on hej
ja cześć
on Kacper 25 i Celina 49 ale spi,to pogadamy :)
ja chyba jakaś pomyłka :)
on nie kotku :)
ja no jeżeli mówisz do mnie per "kotku" to na pewno pomyłka, heh
on jak masz na imie?
ja a dlaczego pytasz?
on dobra nie to nie pa

środa, 16 lipca 2014

poniedziałek, 14 lipca 2014

Próbując się z ekfrazą



 























zdjęcie: Rafał Babczyński


Przybywaj, przybywaj!

Wyłonić się z nicości i poskładać, zebrać się
w kobietę – długie linie palców, rozpostarte ręce
– to się nazywa oczekiwanie. Stać się Penelopą
spragnioną dotyku: rozwarte nozdrza, usta
rozchylone, pytające, przymknięte oczy – rysunek
niespokojnego. Przybywaj, przybywaj! Uczta

przygotowana, cielce zabite, wino w dzbanach glinianych
chłodzi się w piwnicy. Z pieca wyjmuję pachnące chleby.
Przybywaj, przybywaj! Ciało mam gotowe: oto krągłe ramiona,
oto pajęczyna włosów, oto biodra rozkołysane tańcem,
moje ciało, jak z Pieśni nad pieśniami, przekształca się
w czarę zmysłów – zaczerpnij,
wyłów z ciemności.

sobota, 12 lipca 2014

Z ostatnich dni, czyli o życiu

Czwartek słoneczny, odwiedziny na ostatnim piętrze u pewnego artysty... Widoki na Białystok z pracowni niezłe. Rozwija się to nasze miasto, rozwija, zmienia, ulice szersze, centra handlowe większe, domy wyższe... Czy to dobrze? Nie wiem, ale raczej konieczne to i niepowstrzymywalne.


















A po południu jadę do siostry i tam karmimy gęsi, króliki, cielaczki i psa Maję.
















Wracam do domu w sam raz na zachód słońca nad "torami, granicą dzieciństwa".
















W piątek, zanim wyruszę rano, zatrzymuje mnie jarzębina, pod którą zazwyczaj parkuję, taka już czerwona w połowie lipca, że aż niemożliwa - wciąż mi po głowie chodzi, że mam pretensje do jarzębin o zbyt wczesne dojrzewanie. Ela na Fejsbuku mi pisze, że to znaczy, że czas do szkoły - no proszę ja was, proszę, przed chwilą zaczęły się wakacje...















Piąteczek poranny dentystyczny, jako dodatek antybiotyk na kilka dni, do przeżycia wszystko. Na chwilę wpadam do pracy, załatwiam sprawy, a po południu miłe spotkanie przy kawie, ładne kończenie tygodnia.

Sobota od rana w deszczu, wstaję, jak się obudzę, leniwię się, dbam o siebie, kupiłam niedawno taką aromatyczną (niearomatyzowaną!) herbatę, czarną, że nie mogę się jej nawąchać (jakkolwiek to brzmi), piję z przyjemnością. Trochę odpisuję na maile, trochę gadam, trochę się fejsbukuję, trochę czytam - same dobre rzeczy. Z balkonu fotografuję zieloności, głównie jarzębiny, którymi się zachwycam jednocześnie i na które się krzywię z powodów wyjawionych powyżej... Deszcz, deszcz, szumi, szeleści, płynie...
















I jeszcze pierwszy raz udaje mi się zrobić zdjęcie mojego gościa - zasiadają na tym kabelku dość często, ale wystarczy mój ruch i zwiewają. Dziś - może ten deszcz zagłuszył, bo pstryknęłam fotkę - jedną tylko, bo natychmiast odfrunął. :)
















Bawię się w programie sprawdzając, co mogę zrobić ze zdjęciami, stąd te dziwne rzeczy - podoba mi się to kombinowanie. No i do tego wszystkiego - nieszczęście (oby tylko takie nieszczęścia się zdarzały). Robi mi się ciasno na dysku! Muszę zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze - przejrzeć zdjęcia i wybrać do wywołania, żeby coś papierowego zostało, a po drugie - kupić dysk zewnętrzny, przegrać na płyty, wielkiego pendrive'a? W każdym razie ciasno się robi i trzeba działać!

Oprócz tych dwóch rzeczy mam, rzecz jasna, sporo innych do zrobienia, ale to już temat na kolejny post. :)))

niedziela, 6 lipca 2014

Filip








Niekończące się słoneczne spacery...

Istnieje jeszcze świat, gdzie wieczorem rozpala się w piecu przyniesionym z podwórka drewnem, żeby nagrzać wodę. Najpierw łuczywo, potem polanka, wystarczy jedna zapałka i za chwilę ogień poirytowany, że się go zamyka pod fajerkami, huczy aż miło. Kot wskakuje na kolana, mruczy, ma białe łapki, a jego elegancja sięga wszelkich salonów. 

Istnieje świat, gdzie dzieci wiedzą, że ziemniaki rosną w ziemi, zboże na polu, grzyby zbiera się w lesie, marchewkę zaś wyrywa z grządki, a nie kupuje w Biedronce. Powietrze pachnie, wszelkie łąkowe zielsko się pyszni, puszcza tuż tuż, a psy - jakby się ich nie zamykało, zawsze znajdą dziurę, żeby wybiec na spacer.