poniedziałek, 7 listopada 2016

O nasz dniu codzienny!

Po słabo przespanej nocy przymusiłam się do wybrania do pracy, przypominając, że lubię swoją pracę, aczkolwiek wolałabym po stokroć pozostać ze dwie godziny w łóżku. W pracy, jak to w pracy - dużo pracy, dzień minął jak jedno mgnienie, pędem wracam do domu, albowiem muszę się nieco ogarnąć. Kilka spraw w międzyczasie załatwionych, i szybko, szybko do auta, bo robi się późno, a dziś ważny wieczór i chcę zdążyć na czas - uroczystość wręczenia XXII Ogólnopolskiej Nagrody Literackiej im. Franciszka Karpińskiego, której laureatem w tym roku jest - ta dam! ta dam! - sam Wiesław Myśliwski. Kto mię zna, ten wie, że jestem wielbicielką powieści owego Autora i uważam Go za największego współczesnego polskiego prozaika. 

Podirytowana sobą, że znów jestem w ostatniej chwili, nie mogę znaleźć miejsca parkingowego, zawracam, zdaje się niekoniecznie prawidłowo i wreszcie dostrzegam lukę, w której zmieści się mój Mundek. Parkuję, kurcgalopkiem pędzę do parkomatu, płacę, wracam, zostawiam kwitek, jest 17.00! Więc jeszcze szybciej lecę do Książnicy, wpadam przez otwarte drzwi i... nie zauważam kolejnych. Zamkniętych. Przygrzmacam czołem, łukiem brwiowym, policzkiem w szybę, której naprawdę tam przed chwilą nie było. Trochę chyba odruchowo zamortyzowałam uderzenie ręką. Huk poszedł. Szyba cała, dzięki Bogu. Sprawdzam czoło - nie krwawi, więc macham ręką, zostawiam okrycie w szatni - na górę, jeszcze ludzie się schodzą, jeszcze się nie zaczęło. Ufff. Siadam. Obmacuję dyskretnie łeb, bo pobolewa. Nie mdleję, nie mam mdłości - mam nadzieję, że to nie wstrząśnienie mózgu. Zaczyna się. Oczywiście powitania, przemowy i wszelkie obowiązkowe takie tam. Wręczenie nagrody - "za najwyższej próby twórczość powieściową, która odsłania metafizyczny wymiar istnienia człowieka". Ładna laudacja profesora Kuleszy, ładna i mądra - lubię. I słowa Laureata o pisaniu "z niewiedzy". Wzruszam się. Jeszcze koncert pieśni Karpińskiego w wykonaniu męskiej grupy i ustawia się kolejka z książkami. Wzięłam wszystkie, które mam, ale nie odważam się widząc ten tłum, podsuwać wszystkich do podpisu. Wyciągam "Traktat o łuskaniu fasoli", otrzymuję autograf. I - robię to - odważam się zapytać, czy mogę podzielić się swoją książką. Pan Myśliwski przyjmuje, odkłada na stolik. Dziękuję i odchodzę ściskając kciuki, żeby jej nie zapomniał i żeby przeczytał choć jeden, najmniejszy wiersz. Wzruszam się jeszcze bardziej.

Trochę miłych słów wymienionych ze znajomymi, herbata - i znikam. Wpadam po drodze do sklepu. i kogóż to widzę tłumaczącego ekspedientce: że nie ta ryba, nie ta, w prawo, nie, niżej. Kupującego w białostockim PSS Społem nototenię Karola! Który wpada co tydzień z Warszawy prowadzić zajęcia ze studentami i akurat w tym momencie zdecydował się na nototenię. Dostaje moją książkę, pstryka fotkę pod tytułem "z poetką w Społem". Chichramy się, gadamy, ogarniam się zaraz, robię zakupy, ściskamy się pożegnalnie. Autko, noc, droga do domu.

W domu sprawdzam twarz. Wygląda, że się nie przebarwia póki co, obejrzymy jutro. Łepetynka lekko pobolewa. Karol już zdążył wrzucić zdjęcie na fb! Przeżywam spotkanie z Myśliwskim. Co za dzień!


9 komentarzy:

  1. "Przygrzmacam czołem, łukiem brwiowym, policzkiem" ech Ty poetko, mordą, po prostu mordąś grzmotnęła :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli od jutra zaczniesz mieć piękny make up :) zazdroszczę tego słuchania, oj, mnie ta migrena za Ciebie dopadła, miej się zdrowo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jednak nie będzie strasznie. Już przecież po Halloween. ;)

      Usuń
    2. A do karnawału świat czasu :)

      Usuń
  3. I jak się ma łuk brwiowy? :)
    To się nazywa zakręcenie. No ale w sumie się nie dziwię. takie spotkanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łuk przeżył, nieco bolała głowa, ale jest już w porządku. :)

      Usuń